Po południu mogły rozwinąć się burze, dlatego początek dnia wykorzystałem na plażing, bardziej po wschodniej stronie.
Przymorskie centrum:
Odremontowany bulwar:
Po obiedzie miałem dylemat, czy wybrać się na Mewią Łachę i polatać dronem, czy nie. Czas tego dnia po południu był trochę ograniczony innymi sprawami, do tego zbliżały się deszcze i burze z południa. Szybki research odległości do przebycia i stwierdziłem, że zaryzykuję. W 15 minut jestem samochodem w Przystani w Mikoszewie, zaraz przy Wiśle. Sytuacja już wygląda na napiętą, na zachodzie widać pod światło smugi deszczu i ciemne chmury. Nie tracę czasu, zostawiam samochód i zasuwam biegiem ścieżką wzdłuż Wisły, żeby zbliżyć się do jej ujścia, mam do pokonania jakieś dwa kilometry. Najpierw szuter, potem leśna ścieżka, potem jakieś wielkie kamienie, aż w końcu pojawiły się betonowe płyty, które kojarzę z przejścia na Mewią Łachę sprzed kilku lat.
Wisła u ujścia jest tak szeroka, że nawet z wysokości 120 metrów ciężko jest ją objąć kadrem:
A dookoła dzieje się chmurowy spektakl:
Fragment Jeziora Mikoszewskiego:
Zdronowane, więc zaczynam odwrót również w przyspieszonym tempie, sytuacja zagęszcza się.
Na chwilę wychodzi nawet słońce:
W połowie drogi chciałem znowu wyciągnąć drona i złapać ujście z dalszej perspektywy, ale zaraz przed startem zerwał się mocniejszy wiatr i zaczęło lekko padać, więc musiałem zrezygnować. Potem okazało się, że byłem na krawędzi chmury, która przemieszczała się z południa na północ lekko odbijając na wschód.
W odległości ok. 500 metrów od parkingu podejmuję drugą próbę startu, wiatr ustabilizował się, ale na morzu widać, że dzieje się:
Prom Świbno, przeprawa przez Wisłę:
Było w tym wszystkim sporo farta, ale udało się. Z radaru wynika, że kilkadziesiąt minut po moim odjeździe na tym obszarze solidnie padało.
Komentarze (0)
Dodaj komentarz