TRASA: Tarnów - Błonie - Zakliczyn - Czchów - Porąbka Iwkowska - Strzeszyce - Laskowa - Sowliny - Chyszówki - Mogielica (1170 m n.p.m.) - Zalesie - Roztoka - Gostwica - Świniarsko - Nowy Sącz - Klimkówka - Gródek nad Dunajcem - Rożnów - Roztoka-Brzeziny - Czchów - Zakliczyn - Błonie - Tarnów
POGODA: słonecznie, widoczność dobra, temp od ok. 14°C do 29°C, lekki wiatr południowy, po południu delikatne zachmurzenie
No i co? Stało się... Pękło pierwsze jednorazowe 200km.
Generalnie plany miałem inne. Od jakiegoś czasu chodziła mi po głowie trasa do Nowego Sącza, niedawno jednak przeglądając mapę Beskidu Wyspowego natknąłem się na Mogielicę i nie powiem, zainteresowała mnie. :p Jak się później okazało, to najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego. Wieczorem planując trasę nie mogłem się zdecydować gdzie jechać. Więc... poprowadziłem ślad przez oba miejsca. :p Tak powstał trochę szalony jak dla mnie plan. Jak się bawić to się bawić.
Jak zwykle przed dłuższą wycieczką snu nie było zbyt wiele, ponad 3h. Rano wyjechałem o 5:07. W mieście termometr wskazywał 16°C, w dodatkowych ciuchach czułem się ok. Ale tak jak przypuszczałem w dolinie Dunajca było sporo chłodniej. Na 'oko' 12°C. I tam już było troszkę chłodnawo. Jadąc do Czchowa przypomniała mi się trasa do Tropia z 2013r, te same okoliczności, mgły, słońce, fajne wspomnienia. :)
Tarnów o świcie:
Chwilę poczekałem na przeprawę promową do Czchowa i na dobre zaczynają się podjazdy.
Powoli zaczynają się pojawiać wyższe grzbiety.
Tu panorama na Pasmo Łososińskie ze Strzeszyc:
Później kawałek do bardziej płaskim wzdłuż Łososiny.
W drodze do Laskowej:
Na moście na Łososinie:
Po męczącym odcinku drogi wojewódzkiej i krajowej w końcu zjeżdżam w boczną drogę niedaleko Słopnic, skąd można zobaczyć piękny widok na Łopień (po prawej) i dzisiejszy cel, czyli Mogielicę (po lewej):
Dalej nawigacja poprowadziła mnie w polną, trochę błotnistą drogę w dół, trochę się wkurzyłem bo była tam wielka kałuża, którą ciężko było ominąć. Jak się później okazało, nie sprawdziłem dobrze trasy wyznaczonej przez nawigację, można było normalnie jechać dalej drogą asfaltową i zjechać na sucho...
Od tego momentu zaczyna się jeden wielki podjazd najpierw na Przełęcz Rydza-Śmigłego (700 m n.p.m.) i Mogielicę. Coraz wyraźniej widać wieżę widokową na szczycie.
Przełęcz zdobyta:
I tu byłem trochę zaskoczony ilością osób zmierzającą na szlak. Na przełęczy znajduje się parking, było sporo samochodów.
Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że większość dalszego szlaku wyglądała mniej więcej tak:
Na mapie niby przynajmniej częściowo jest zaznaczony szlak rowerowy, spodziewałem się, że będzie ostro, ale nie aż tak. :p Momentami nie dało się prowadzić roweru, trzeba było go trochę ponieść. Mijający mnie ludzie mieli nietęgie miny, podobnie jak ja. xD Jeszcze dziwniej czułem się gdy ludzie pozdrawiali mnie jak na normalnym górskim szlaku. Najgorszy moment dopadł mnie gdzieś TU, ściana płaczu, pulsometr zwariował i pokazał max tętno 277 przez przesuwanie opaski, generalnie miałem przed oczami lecący po mnie helikopter. xD
No ale jakoś udało się wejść na Mocurkę, tutaj siedzi już trochę ludzi i podziwia widoki.
Na Polanie Mocurka:
Ja po chwili odpoczynku atakuję szczyt.
Ostatnie podejście:
Lekko skołowany wchodzę na górę. Nie wiem za bardzo co ze sobą zrobić, z tego wszystkiego nawet jeść mi się nie chce.
Na szczycie Mogielicy:
Oczywiście okazało się, że drogę na Mogielicę wybrałem najgorszą, najbardziej stromą z możliwych (ze względu na rower).
To co mnie coraz bardziej przytłaczało to to, że ze zjazdem pewnie będzie podobnie...
No ale rekompensatą za wysiłek bez wątpienia jest widok z wieży, tutaj na Polanę Stumorgową:
Tu chyba widok na Słopnice:
Obserwację trochę utrudniały wszędobylskie latające mrówki :P
Niżej wcześniej wspomniana polana:
Teraz panoramy, jeżeli ich nie widzisz kliknij przycisk 'Pokaż trasę GPS'.
Strona południowa:
Strona zachodnia:
Strona północna:
Strona wschodnia:
Zjazd również okazał się dość kamienisty, ale zdecydowaną większość udało się zjechać.
Całą Mogielicę otacza świetna droga rowerowo-narciarska.
W pewnym sensie wjeżdżając na asfalt oddycham z ulgą. Czas niestety nie jest zbyt dobry, dlatego staram się trochę nadgonić jadąc teraz w kierunku Nowego Sącza. Po drodze wiele fajnych widoków i zjazdów.
Całkiem sprawnie docieram do Sącza, Dunajec:
A na rynku Sądecki Jarmark. Chwilę odpoczywam przy fontannie, lekkie dotankowanie w Żabce i jazda.
Urocze Pogórze Rożnowskie:
I KOSMICZNE widoki z czerwonego rowerowego/pieszego szlaku z Nowego Sącza do Gródka <3 :
Na dole po prawej przy jeziorze Gródek nad Dunajcem:
Na podjeździe w końcu urwała się recepturka trzymająca czujnik od licznika, na szczęście miałem jakąś w torbie.
I oblałem sobie rękawiczki colą przez co musiałem je schować, żeby nie zapaprać owijki.
Po drodze piękna kapliczka:
Panorama z Gródka:
W Gródku też jakiś ruch, sporo ludzi przy sklepach. Tutaj ostatnie szybkie tankowanie i lecimy na Czchów.
Miałem nadzieję, że przejadę przez las przed Czchowem jeszcze jak będzie widno ale trochę się przeliczyłem. :P Do zapory zjechałem prawie w całkowitej ciemności:
Nocny odcinek od Czchowa będę wspominał bardzo dobrze, jak na taki dystans w nogach jechało mi się super, sprawnie, nie drętwiały mi dłonie, nie bolał mnie w zasadzie tyłek, być może te nowe spodenki też pomogły, było jeszcze dość ciepło, więc nie musiałem się dodatkowo ubierać. I chyba pierwszy raz widziałem wschód księżyca:
Niestety na jakieś 15km przed końcem zaczęło mnie boleć kolano, w innym niż kiedyś miejscu, bardziej pod kolanem ale w zasadzie tylko przy próbie ciągnięcia pedała w górę, być może chciałem zbyt 'efektywnie' kręcić.
Na całej trasie dużo częściej niż zwykle miałem problemy z nawigacją, nie wiem, albo byłem tak zamulony, że nie słyszałem co się do mnie mówi, albo czasami brakowało komend. Patent z nowymi paskami na plecaku sprawdził się super, w końcu wszystko było fajnie spięte do kupy. Tylko pasek biodrowy trzeba będzie dać dłuższy.
Ogólnie wypad bardzo na plus, pomimo, że Mogielica zabrała dużo czasu. Absolutnie nie spodziewałem się, że kondycyjnie tak dobrze to wszystko zniosę, ale to też na pewno zasługa tego, że zaprzyjaźniłem się bardzo z młynkiem :v Na podjazdach bardzo się przydawał i zaoszczędziłem dużo energii. Czułem, że w sumie mógłbym jeszcze trochę pojeździć, nie było wielkiego problemu żeby jeszcze przycisnąć na prostej. Pierwszy raz od dawna poczułem na drugi dzień zakwasy :P Nogi były ciężkie przez dwa dni.
Pozostaje trochę niedosyt, że nie dało się podjechać całości pod Mogielicę.
HZ: 02:01:20
FZ: 05:57:35
PZ: 04:27:14
Paliwo:
700ml x 3 wody z cytryną i cukrem
700ml x 1 wody źródlanej
500ml x 1 wody mineralnej
500ml x 2 Coca-Coli
2 x wafle
350g przygotowanych kanapek (taki mały razowy bochenek)
1 x banan
No i tak skończyła się beskidzka przygoda, trochę się wpakowałem z tą Mogielicą, ale summa summarum nie żałuję. ;)
A i ostrzeżenie z bikestats czy na pewno wpisałem dobry dystans - bezcenne :D
Komentarze (0)
Dodaj komentarz