TRASA: Tarnów - Mościce - Bogumiłowice - Dwudniaki - Las Radłowski - Borzęcin - Rudy-Rysie - "Las Placek" - Bartucice - Okulice - Bogucice - Gawłówek - Puszcza Niepołomicka - Niepołomice - Wiślana Trasa Rowerowa przez Uście Solne, Kopacze Wielkie - Wietrzychowice - VeloDunajec - Ostrów - Mościce - Tarnów
POGODA: temperatura 32.5°C - 18.9°C, w słońcu w ruchu 36°C, niemal bezchmurnie, upał, wiatr delikatny, zmienny
Pogoda piekarnikowa, lato rozkręciło się na dobre, przyszedł czas na powtórkę z nocnego kręcenia po WTR/VD. Na szybko rysuję ślad do Niepołomic prowadząc przez lasy jak się da, żeby złapać jak najwięcej cienia za dnia, Las Radłowski, Puszcza Niepołomicka oraz "Las Placek" jak roboczo określiłem las pomiędzy tymi dwoma pierwszymi, a dla którego nie znalazłem oficjalnej nazwy.
Około 15:00 powoli wyjeżdżam z miasta przedzierając się przez remonty, dziury, krawężniki, ciągi pieszo-rowerowe z chrzanionej i nierównej kostki brukowej. Jest ciepło, ale bez jakiegoś ekstremum.
Dojazd do Lasu Radłowskiego standardowo. Omijam większość głównego asfaltu i jadę równoległym szutrem. W lesie na mostku:
Wjeżdżam na patelnię na południe od Borzęcina.
Kościół w Borzęcinie:
Próbuję znaleźć wjazd do kolejnego lasu, ale nie ma, musiałem znaleźć inny:
Przejeżdżam przez Rudy-Rysie i wpadam w "Las Placek", chwila przerwy na jedzenie:
Główna droga przez las jest dziwna, fragmentami jakieś resztki starego asfaltu. Lepiej byłoby może pojechać drogą równoległą.
Potem Bartucice, Okulice, znana mi już okolica z zeszłorocznych wycieczek.
Fragment VeloRaba przed kładką na rzece. Słońce przypieka. Na południowym horyzoncie pojawiają się jakieś górki.
Kładka na Rabie:
Raba, chyba trochę brudna po ostatnich opadach deszczu:
Chwilę później zaczyna się Puszcza Niepołomicka, akurat trasa wyznaczyła mi się taka sama jak kiedyś:
Na postoju atakuje mnie kilka bąków bądź gzów (tak to się odmienia?), na szczęście mam przy sobie odpowiedni środek, który je odstrasza i mam spokój.
Wyjeżdżam z lasu i praktycznie jestem w Niepołomicach, robię tankowanie w Groszku. Podstawowe założenie spełnione, czyli dojazd do Niepołomic przed zachodem słońca. Miasto ładnie prezentuje się w późnopopołudniowym świetle. Kiedy przeglądam mapę zagaduje mnie jeden z rowerzystów z Bochni, którego pozdrawiam. :) Wymieniliśmy parę zdań i ruszyłem na objazd miasta.
Małopolskie Centrum Dźwięku i Słowa:
Kościół pw. Dziesięciu Tysięcy Męczenników w Niepołomicach:
Centrum Niepołomic:
Zamek Królewski:
Błonia Niepołomickie, bardzo przyjemne miejsce:
Zamek Królewski z innej perspektywy:
Uciekam z miasta. Wjeżdżając na WTR pojawiają się wyraźnie kominy ArcelorMittal:
Po drodze wyłania się szereg innych ciekawych obiektów, Wisła:
"Ni z gruchy ni z pietruchy" pojawiły się Tatry :D
I jakieś inne okoliczne górki:
Zachód słońca, bardzo wyraźny, nie przykryty praktycznie żadnymi chmurami:
Chorągwica:
Tutaj robię przerwę na jedzenie i przygotowanie do nocnej jazdy. Do szału doprowadzają mnie te latające "chrabąszcze" bezsensownie obijające się o mnie... Nienawidzę owadów. Pojawiają się też komary, ponawiam aplikację "specyfiku".
W międzyczasie na niebie pojawiają się piękne kolory:
Rozpoczynam samotne "surfowanie" po czeluściach WTR. Na tym odcinku jestem po raz pierwszy, także nowy achievement do kolekcji. Mijam trochę rowerzystów i rolkarzy zmierzających w przeciwnym kierunku. Robi się przyjemna temperatura. W powietrzu tony muszek, ciem i innego robactwa. Uświadamiam sobie, że zaraz będzie ciemno, a ja mam przed sobą jeszcze 100 km... Morale upada. To przejście w tryb nocny jest nieprzyjemne, szczególnie podczas samotnej jazdy, ale jak już całkiem zrobi się ciemno, to już leci.
Nogi się kręcą, nie ma ostatnich problemów z kroczem za sprawą innych spodenek, za to tyłek jakiś bardziej niezadowolony, ale generalnie jest OK. Dojeżdżam do Nowego Brzeska i charakterystycznego mostu o ruchu wahadłowym. Za plecami majaczy mrugająca Chorągwica i kominy Nowej Huty.
Potem fragment prowadzony drogami publicznymi. Przypominam sobie te miejsca z poprzednich nocnych eskapad. Trasa jest dość dobrze oznakowana, nie potrzebuję nawigacji.
Docieram do mostu na Rabie w Uściu Solnym, początkowo sądząc, że to most na Wiśle w Sokołowicach, już miałem jechać na wprost, ale na szczęście sprawdziłem mapę. :P Przekroczyłem rzekę i mijam po prawej stronie wieś, w której centrum jest jakaś impreza, ludzie kręcą się też po Velo. Dobrze jest od czasu do czasu wjechać w cywilizację z tych ciemności.
Mijają kolejne kilometry, wraz z ostatnimi promieniami słońca zniknęły też prawie wszystkie owady. Jedzie się przyjemnie, jest ciepło w porównaniu z nocą sprzed tygodnia, temperatura oscyluje w okolicach 20°C, tylko miejscami jest chłodniej. Tym razem wziąłem ze sobą coś cienkiego z długim rękawem, jakkolwiek paradoksalnie to brzmiało wyjeżdżając w 30 stopniowy upał, ale jednak się nie przydało. Trochę znikąd pojawia się delikatny wiatr wschodni. W pewnym momencie gaśnie większość oświetlenia dróg w okolicy, to znak, że prawdopodobnie wybiła północ.
Jest i most w Sokołowicach, w pewnym sensie zaczynam czuć się jak w domu. :P Stąd nie tak daleko do mostu na Uszwicy w Kopaczach Wielkich, a potem most na Kisielinie. Docieram do ujścia Dunajca do Wisły.
Potem końcówka WTR, choć w praktyce jedziemy wzdłuż Dunajca. Ostatnio na zjeździe z WTR z pobliskiego domu szczekało mnóstwo psów, jeden chyba za mną biegł, dzisiaj trochę stresowałem się przed tym fragmentem. :P Włączyłem latarki na mocniejszy tryb i zastosowałem taktykę "ogień na tłoki". Obyło się bez przypału, tym razem poszło gładko, choć znowu szczekały.
Tak jak ostatnio postój również pod wiatą w Wietrzychowicach. Okazuje się, że z południa też coś zaczyna wiać. :P
Potem już klasyczny przejazd VeloDunajec, w miarę spokojnie.
W Tarnowie przejeżdżając przez centrum mijam okoliczną patologię dyskotekową.
Wyszedł konkretny dystans, mocno mnie ten wyjazd umęczył, nie wiem czy nie bardziej, niż ostatnie ponad 220 km. Nie myślałem w ogóle o żadnym dokręcaniu do 200 km. Przyjeżdżam do domu na około 3 w nocy. Fajny to był powrót do lat 2017/2018, gdzie miały miejsce pierwsze przejazdy WTR.
Kładąc się spać, kiedy zaczyna już świtać, dostrzegam jeszcze wschodzący, wąski sierp księżyca:
Na koniec bonusowy kos zbierający się do lotu w deszczu:
Księżyc, ale sprzed kilkunastu dni:
Komentarze (0)
Dodaj komentarz