TRASA: Bochnia - Stary Wiśnicz - Lipnica Murowana - Rajbrot - Żegocina - Rozdziele - Laskowa - Sałasz Zachodni (869m n.p.m.) - Sałasz (909m n.p.m.) - Jaworz (918m n.p.m.) - Stańkowa - Żbikowice - Wronowice - Łososina Dolna - Witowice Górne - Witowice Dolne - Czchów - Piaski-Dróżków - Filipowice - Zakliczyn - Wróblowice - Dąbrówka Szczepanowska - Błonie - Zgłobice - Koszyce Wielkie - Tarnów
POGODA: temperatura 26.6°C - 15.6°C, z licznika w słońcu max 31.0°C, wiatr południowo-wschodni
Urlopowo-prawie-majówkowy wyjazd na górę Jaworz w Beskidzie Wyspowym.
Początek dojazd pociągiem z Tarnowa do Bochni.
W samej Bochni duży ruch na ulicach, w centrum jestem o godzinie 9:00.
Wyjazd z Bochni mniej więcej znanymi drogami, tak samo pogubiłem się, jak rok temu jadąc na Kamionną z Piotrkiem.
Za Starym Wiśniczem robię przerwę na jedzenie w zadaszonym przystanku autobusowym.
Przejeżdżam przez fragment drogi, gdzie rok temu widzieliśmy już Tatry, tym razem ich niestety nie widzę.
Toczę się dalej w miarę spokojnymi drogami.
W Żegocinie zaczyna się fragment bardzo ruchliwą drogą wojewódzką i na dodatek jest to podjazd, momentami dość solidny. Początkowo jadę jezdnią, ale gdy widzę za plecami tiry i autokary - zmykam na chodnik. Po drodze taka bardzo ładna kapliczka:
I sympatyczny mały klon:
Gdzieś praktycznie na końcu podjazdu stał patrol z suszarką, miałem dylemat, ale ostatecznie zostałem na chodniku i na szczęście nikt nie robił mi problemu z tego powodu. Zjeżdżam bardziej w dolinę mijając Kościół św. Jakuba w Rozdzielu, gdzie byliśmy też rok temu z Piotrkiem, wtedy wracając z Kamionnej.
Dalej po drodze mijam Kaplicę Matki Bożej Szkaplerznej w Maliniskach:
Zbliżam się do Laskowej, przekraczam Łososinę jednym z mostków, ale pamiętam, że chyba byłem już w tej okolicy i faktycznie - jadąc na Mogielicę jechałem przez Laskową, przejeżdżałem charakterystycznym mostem z łukami.
Chwilę potem zaczyna się tak naprawdę podjazd na Sałasz:
Podjazd trzyma dobrze, w dużej mierze jest asfaltowy:
Droga asfaltowa przechodzi w szutrową, ale jest bardzo stromo, nie ma trakcji i dalej trzeba podejść pieszo. Po kilku metrach nawigacja zaczyna alarmować, że zboczyłem ze śladu, choć przed chwilą znak (ale nie jest to typowe oznaczenie PTTK) wyraźnie wskazywał drogę na Sałasz. I faktycznie na mapie mój ślad odchodzi do prawej, tylko, że tam znak wskazuje ślepą uliczkę, a drogi szutrowej w ogóle nie widzę na mapie. Głupieję. Chwilę potem mijam lokalnego mieszkańca, który raczej odradza mi wejście moim śladem, ale ostatecznie jednak próbuję. Szlak trochę kamienisty, bardzo stromy, przynajmniej po chwili jest piękny widok na Kamionną i wieżę widokową na niej:
A tak wygląda ten szlak:
W pewnym momencie okazuje się, że droga ta łączy się z tą lepszą, więc trochę odetchnąłem z ulgą.
Potem za cholerę nie mogę znaleźć drogi, jest rozdroże dosłownie z czterema odnogami. W końcu trafiam w odpowiednią i kontynuuję, szlak zaczyna coraz bardziej przypominać górski:
Dojeżdżam na grzbiet i kieruję się w prawo najpierw na Sałasz Zachodni:
Jest niewielka polanka z widokiem na Tatry!
Na szczycie spędzam dłuższą chwilę. Najpierw dwie Panie szukały znaku ze szczytem, ale nie doszukaliśmy się. Potem przeszło też kilkunastu turystów.
Oznaczenie szczytu:
Tutaj zrobiłem pierwsze dronowanie, widok na południe:
Polanka na południowym stoku:
Widok na wschód, Sałasz i w oddali Jaworz:
Kontynuuję w stronę Sałasza, momentami jest kamieniście:
Potem dalej w stronę Jaworza, właściwie ciężko o jakieś widoki za Sałaszem Zachodnim, szlak zalesiony:
Docieram na Jaworz i spotykam Panie z Sałasza Zachodniego. Na tyle się zagadaliśmy, że nie zrobiłem tam żadnego zdjęcia tabliczki. xD Już zacząłem zjazd, poza tym głupio mi było wracać. Szlak od tej strony jest kosmicznie stromy i trudny, nie ma szans na zjeżdżanie, ledwo da się iść po tych luźnych kamolach:
Wieża widokowa pod Jaworzem:
Jest też wiata i miejsce do odpoczynku, nikogo tu nie spotkałem przez cały czas jak tu siedziałem:
Jezioro Rożnowskie:
Charakterystyczny maszt na na górze Chełm:
W oddali Nowy Sącz:
Tatry dalej widoczne również z wieży:
Zbieram się i jadę dalej:
W Żbikowicach ratuje mnie sklepik, uzupełniam płyny.
Parafia MB Bolesnej w Żbikowicach:
Rzeka Łososina za Żbikowicami:
Mijam lotnisko w Łososinie Dolnej, gdzie właśnie startują awionetki:
Góra Chełm z masztem:
Z racji, że jest w miarę dobrze z czasem zastanawiam się, czy nie spróbować jechać przez Chabalinę, zamiast główną drogą do Czchowa, ale jednak nie zmieniam planów. Zatrzymuję się klasycznie na parkingu nad Jeziorem Czchowskim.
Zamek Tropsztyn:
Jezioro Czchowskie:
Przy zaporze na Jeziorze Czchowskim:
Baszta w Czchowie na tle zachodzącego słońca:
Jeszcze widok na okoliczne rzepaki po zachodzie słońca:
Dalsza droga to klasyczny powrót doliną Dunajca.
Maksymalna wysokość z licznika: 894m n.p.m.
Komentarze (0)
Dodaj komentarz