TRASA: Tarnów - Radlna - Świebodzin - Pleśna - Rychwałd - Chojnik - Golanka - Tursko - Ciężkowice - Bogoniowice
POGODA: temperatura 20.0°C - 15.0°C, początkowo prawie pełne zachmurzenie wysokiego piętra, delikatny wiatr, potem deszcz
Nieplanowane kolarstwo kolejowe.
Miała być już dawno temu zaplanowana trasa przez Ciężkowice, Bruśnik i Jamną, skończyło się na samych Ciężkowicach ze względu na deszcz, który pojawił się znikąd.
Słona Góra:
Kilkaset metrów za Pleśną, po rozpoczęciu podjazdu na Wał, mija mnie na gazetę jakiś gamoń w Transicie czy czymś podobnym.
Dalej podjeżdżam częściowo boczną drogą, więc jest dużo spokojniej... do czasu. Jak nie samochody to rzucają się na mnie trzy psy, dwa małe i jeden średni. I to jeszcze na podjeździe.
Widok na południe z Wału:
Czubki drzew już żółkną:
Betonik za Gromnikiem:
Krótki odcinek drogi gruntowej:
... który wygląda coraz gorzej:
... w końcu przekształca się w polną, rzadko uczęszczaną drogę wzdłuż Białej. Tutejszy szlak jest tak poprowadzony, że praktycznie przejeżdża się komuś po podwórku, nie znoszę tego, do tego kolejny mały szczekający pies.
Ciężkowice, pierwszy raz po wielu latach nieobecności:
Ławeczka Paderewskiego:
Ratusz w Ciężkowicach:
Sanktuarium Pana Jezusa Miłosiernego, jednocześnie Kościół pw. św. Andrzeja Apostoła w Ciężkowicach:
Rynek w Ciężkowicach:
Wycieczka trochę do wykreślenia, miało nie padać, a tu nagle pod kościołem zaczęło kropić. Myślałem, że tak tylko straszy, ale gdy spojrzałem na radar, to nie było tak różowo... Nie padało jakoś bardzo intensywnie, ale na tyle, że drogi były całkiem mokre, więc jazda oznacza mokry tyłek. Mając świadomość, że lepiej już nie będzie, sprawdzam pociągi, i JEST. Za ponad godzinę, ale jest możliwość przewożenia rowerów.
Gdy jeszcze delikatnie kropiło odpaliłem na szybko drona i stała się rzecz absurdalna, po uniesieniu się kilkadziesiąt centymetrów dron zaczął lecieć od razu dynamicznie w lewo, po czym przywalił w murek ogrodzenia kościoła... Dobrze, że nie wleciał mi w twarz. Potem miałem jakiś komunikat, żeby sprawdzić śmigła, ale to raczej wynikało z dzwona. Gdyby z dronem było coś nie tak, to nie powinien w ogóle pozwolić wystartować... W każdym razie o dziwo przeżył, nic się nie złamało, trochę się porysował, delikatnie uszkodziły się śmigła. Odpaliłem go ponownie, sprawdziłem, czy silniki są OK, i potem latał już normalnie, i to w delikatnym deszczu...
Czekając na pociąg bawiłem się aparatem. Przejechanie 1.5km z centrum na dworzec oznaczało już mokry tyłek. Ludzi w pociągu nie było jakoś dużo, jechały aż dwa składy. Oczywiście po drodze przestało padać.
Komentarze (0)
Dodaj komentarz