TRASA: Tarnów - Koszyce Wielkie - Zgłobice - Błonie - Dąbrówka Szczepanowska - Wróblowice - Zakliczyn - Wesołów - Filipowice - Piaski-Dróżków - (powrót tą samą drogą, tylko do Zakliczyna niebieskim szlakiem, nie VeloDunajec) - Tarnów - Zawada - Tarnów
POGODA: temperatura 34.3°C, upał, sucho, słonecznie, bezchmurnie
Spontan wycieczka do Czchowa, a właściwie na zaporę nad Jeziorem Czchowskim.
Wyjeżdżam o 12:00, zaczyna się spoko. Niebieski szlak nad Dunajcem:
Dunajec, sporo ludzi nad wodą:
Droga nad Dunajcem sucha jak nigdy, prawie ani jednej kałuży:
Jadąc drogą po wschodniej stronie Dunajca w okolicach osuwiska jest jedna przebitka, gdzie coś widać:
W okolicach Wróblowic można wjechać na VeloDunajec, w przeciwnym kierunku trwają prace:
Kładka w okolicach Zakliczyna:
Upał masakryczny, patelnia, że lepiej się nie zatrzymywać, bo tak grzeje.
Dobijająca psychicznie prosta w okolicach Filipowic:
Przeprawa na Rudzonce:
Przed zaporą trochę opadam z sił, upał jest niemiłosierny, dramat.
Tu już widok z zapory:
Jezioro Czchowskie:
Z zapory na spontanie podjeżdżam niebieskim szlakiem w lesie, w końcu trochę cienia:
Tutaj też zatrzymuję się na odpoczynek, w lesie jest chyba chociaż trochę chłodniej, nie ma nawet tak dużo komarów. Po 40min ruszam dalej.
Kawałek wyżej takie przebitki:
Już z asfaltu, dalej niebieski szlak, pięknie widać Chełm, a tam całkiem po prawej nie zmieścił się Jaworz:
Teraz zjazd północno-zachodnim stokiem przez piękny las:
Po zjeździe zaczynam drogę powrotną gdzieś o 16:30, słońce przynajmniej nie jest już tak bardzo ostre.
Po drodze zatrzymuję się w sklepie po wodę, napój i wafla.
Ogólnie po tym dłuższym postoju chyba za dużo zjadłem i wypiłem rozpaczliwie próbując uzupełnić braki i wrócić do sił, przez większość powrotu czułem się średnio. Dopiero przed Tarnowem poczułem się lepiej, ale to też na pewno przez niższą temperaturę i łagodniejsze słońce, które z resztą pod koniec wycieczki zaczęło chować się za nadchodzącymi z północnego zachodu chmurami.
No a że na koniec trochę odżyłem postanowiłem dobić się podjazdem na Marcinkę.
Z Lotniczej:
Chmury widoczne z podjazdu na Marcinkę:
Pisząc tę relację następnego dnia widzę, że maksymalna temperatura podczas wycieczki wyniosła ponad 34°C... Obwiniałem się za słabą formę w tym roku (bo faktycznie jest średnio), ale w takich warunkach jeździ się jednak słabo. Nie bez powodu parę lat temu w takie dni siedziałem w domu nad inżynierką, a śmigało się na rowerze po nocach. :P
Niestety znowu coś się pochrzaniło ze śladem GPS i zaczął się rejestrować dopiero między Zakliczynem, a Czchowem, nie rozumiem dlaczego.
Przed wyjazdem pochyliłem na próbę siodełko o jeden ząbek czubkiem w dół, jednak na dłuższy dystans średnio się to spisuje, nadgarstkibardziej oberwały. Będzie powrót do starego ustawienia.
A, no i byłbym zapomniał, w końcu pierwsza setka w tym roku.
Komentarze (0)
Dodaj komentarz