Bochnia, Kamionna
129.36 km
Dystans
8h 05m 59s
Czas
15.97 km/h
VAVG
62.91 km/h
VMAX
2111 m
W górę
19.9°C
Temperatura
directions_bike
Aktywność
01.05.2023
Wycieczki

TRASA: Bochnia - Stary Wiśnicz - Nowy Wiśnicz - Królówka - Leszczyna - Trzciana - Rdzawa - Kamionna - Nowe Rybie - Pasierbiec - Pasierbiecka Góra 764 m n.p.m. - Kamionna 801 m n.p.m. - Rozdziele - Kamionka Mała - Dobrociesz - Drużków Pusty - Porąbka Iwokwska - Iwokwa - Tropsztyn - Czchów zapora - Piaski Drużków - VeloDunajec - Zakliczyn - Wróblowice - Janowice - Dąbrówka Szczepanowska - Błonie - Zgłobice - Zbylitowska Góra - Mościce - Tarnów
POGODA: temperatura 12.0°C - 19.9°C - 10°C, słonecznie, wiatr południowo-wschodni, sucho, w terenie trochę błota

Majówkowe danie główne.
Jadąc z Piotrkiem weekendowe preludium w piątek po południu knuliśmy co by tu przykombinować w majówkę. Prognozy pogody najbardziej korzystne były na poniedziałek - stabilna pogoda przez cały dzień, słonecznie. Trasa - w grę wchodziły tylko solidne kalibry. Całodzienna wyrypa. No i tak mi się jakoś narysowało na mapce, że padło na górę Kamionna (801 m n.p.m.) w Beskidzie Wyspowym. Żeby trasę zoptymalizować pod nasze możliwości startujemy z Bochni, która rysuje się jako ciekawa, alternatywna baza wypadowa do czasu zakończenia remontu na kolei na nitce na południe, w kierunku Nowego Sącza. W planach mamy Pogórze Wiśnickie, do tej pory przeze mnie nie eksplorowane, z głównym reprezentantem w postaci Nowego Wiśnicza, a w drodze powrotnej liźnięcie Pogórza Rożnowskiego przejeżdżając przez Tropsztyn i zaporę w Czchowie.

Pociągiem startujemy o 7:53, podstawione dwa składy, u nas pustki, trochę zaskoczenie, że nie ma praktycznie ludzi.
Meldunek na dworcu w Bochni:

Rozpoczynamy od krótkiego rekonesansu po mieście, rynek i okoliczne uliczki. Tutaj też zupełnie pusto. Dopiero parę chwil później objawiło się kilku rowerzystów.

Dzwonnica przy Kościele pw. Świętego Mikołaja Biskupa:


Zaczynamy przebijać się na południe, nawigacja co chwilę mnie myli podając niedokładne komendy głosowe...
Gdzieś na drodze do Wiśnicza Piotrek wyczaił Tatry, co było już dobrym prognostykiem na dalsze planowane miejscówki. Nie było tutaj dobrego miejsca, więc ostatecznie się nie zatrzymywaliśmy.
Dojeżdżamy pod zamek w Nowym Wiśniczu, ale okazuje się, że wszytko zamknięte, chyba jesteśmy za wcześnie:

Przejeżdżamy przez miasto. W parku nieopodal rozkłada "Rycersko Szlachecka Majówka pod Zamkiem w Wiśniczu":


Obchodzimy ładny Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej z pomnikami na fasadzie, tutaj św. Paweł:

Widać też stąd lepiej zamek:

W centrum Nowego Wiśnicza, pomnik Jana Matejki:

I trochę zieleni, drzew na rynku, zupełnie inaczej niż "betonoza" w większości miasteczek/miast:

Zaczyna robić się coraz cieplej, choć w porównaniu z typowymi letnimi upałami jest bardzo fajnie.
Po drodze uwagę przykuwa bardzo ładny kościół przy którym się zatrzymujemy, a mowa o Kościele pw. Przemienienia Pańskiego w Królówce:

Całe otoczenie kościoła jest niezwykle zadbane:


Gdzieś za Leszczyną zaczynają pojawiać się pierwsze ciekawsze widoki.

Kawałek dalej udało się wytropić dobre miejsce z widokiem na południe.
Poniżej Kostrza:

A tutaj Śnieżnica. Wzniesienia te były ostatnio widoczne z Wilkówki.

W ostatniej chwili Piotrek wypatrzył pojedynczy tatrzański szczyt wychylający się zza grzbietu. To prawdopodobnie Lodowy Szczyt (słow. Ľadový štít 2628 m n.p.m.) już po stronie słowackiej:

Kawałek za Trzcianą:

Mijają kolejne kilometry, a my mamy już nasz cel na wyciągnięcie ręki. Zaczynamy objazd na południową stronę, żeby tam zaatakować, ponieważ nie ma za bardzo dobrej, pewnej drogi na stoku północnym.

Gdzieś po drodze objawiają się nam trochę bardziej Tatry, więc korzystając z okazji zrobiliśmy parę zdjęć:

Jadąc dalej Tatry się schowały, za to bardziej wyeksponowała się Mogielica:


Przed atakiem na Pasierbiecką Górę wstępujemy jeszcze do Pasierbca, który jest niemal dosłownie rzut beretem od naszego śladu. To co się tam działo tego dnia przechodzi ludzkie pojęcie, mnóstwo jakichś quadów, motocykli, hałas, techno muzyka i kiełbaski na górnym parkingu. Nie doszukałem się co to było (wystarczyło się zapytać :P), ale wyglądało na jakiś festyn czy coś.

Kościół w Pasierbcu:

Ogólnie ładne miejsce jak i kościół wewnątrz, ale spadamy stąd, bo nie da się wytrzymać.

Rozpoczynamy najtrudniejszy dziś fragment podjazdu, średnie nachylenie jakieś 12-13%, max na liczniku pokazywało do 20%. Trudny, ale przynajmniej podjeżdżalny, bo po asfalcie. No ciężko było, młynek u mnie ledwo się kręcił, ale wykręcił i udało się podjechać do miejsca widokowego od strzała. Tutaj w końcu zaznaliśmy upragnionego spokoju, ludzi minęliśmy może dwójkę, a góra oddała w zamian za krople potu widok na Tatry, jakiego nie miałem okazji do tej pory będąc na rowerze zobaczyć.
Najpierw Limanowa:

Nigdy jeszcze nie zbliżyłem się do Tatr na tyle blisko, żeby było je tak dobrze widać. Pięknie ośnieżone, bardziej wyeksponowane, niż oglądając je z Marcinki:

Na tym miejscu spędzamy dłuższą chwilę nie mogąc nacieszyć oczu. Dalej wjeżdżamy w las i po paruset metrach terenu spotykamy tabliczkę informacyjną o szczycie:

Dalej po drodze jest jedno miejsce przy szlaku, z którego znów widać Tatry:


Szlak staje się coraz trudniejszy, nawierzchnia jest kamienista, często luźna:

Do tego robi się stromo, trzeba było wypchać rower kilkadziesiąt metrów.

Docieramy na Kamionną:

Od szczytu niedaleko już do wyciągu narciarskiego, spod którego roztacza się widok na okolicę. Da się rozpoznać zamek w Nowym Wiśniczu, pod którym byliśmy dzisiaj:

Widać przekaźniki w Brzesku:

Mościce:

I Tarnów, blokowiska, Kościół pw. Błogosławionej Karoliny Kózki:








Na zjeździe znalazł się widok na północ i północny-zachód, gdzie od razu w oczy rzuciła się Chorągwica oraz Elektrociepłownia PGE Energia Ciepła S.A. Kraków:

Bardziej na prawo ArcelorMittal
:
A kawałek niżej ostatni już widok na Tatry:

Po przejechaniu fragmentu drogą wojewódzką zaczynamy przedzieranie się dolinami w kierunku Tropsztyna. Na horyzoncie ukazał się kolejny dzisiaj uroczy kościółek, przy którym nie sposób było się nie zatrzymać. Tym razem to Kościół pw. św. Jakuba w Rozdzielu:



Przejazd przez te okolice okazał się nie taki łatwy, i nie wyglądało to tak różowo, jak się wydawało. Co chwilę - góra, dół.


Dobrociesz :) Fajna nazwa.

Przed Porąbką Iwkowską widać Szpilówkę jak na dłoni:


Stąd już nie tak daleko do Tropsztyna, do którego w końcu dojeżdżamy, zamykając w pewnym sensie pewien rozdział, bo dalsza droga jest nam dobrze znana. Zatrzymujemy się przy Jeziorze Czchowskim trochę odpocząć. Słońce jest już dość nisko, zaczyna robić się chłodniej.




Wpadamy jeszcze na miejscówkę znalezioną w styczniu tego roku, podczas pamiętnej wycieczki "noworocznej".





Rozpoczynamy na dobre klasyczny powrót wzdłuż Dunajca.
Baszta w Czchowie na tle zachodzącego słońca:

W Rudziance mogłem w końcu obmyć trochę dłonie, woda bardzo zimna.

Po zmroku udało się zachować w miarę normalne tempo powrotowe.
Pod Janowicami, jak ostatnio wracając z Melsztyna, mogliśmy usłyszeć rechoczące żaby.

Podsumowując. Trasę udało się objechać bez przeszkód i przypałów. Pogoda znakomita, widzialność bardzo dobra. Tempo mieliśmy wybitnie turystyczne. :D Długo to wszystko trwało. Kondycyjnie nawet nie najgorzej to zniosłem, nazbierało się ponad 2000 m przewyższeń.

Zdjęć wyszło mnóstwo, nie sposób wszystkiego tu pokazać. Jak zwykle skopałem kolory balansem bieli i wgl, ale chyba udało się to w miarę ogarnąć w postprodukcji.
Oryginalny akumulator padł pod sam koniec intensywnego dnia.

Wysokość max: 814 m n.p.m. Kamionna

Komentarze (0)

Dodaj komentarz